Kominowo
Adaś z rana pojechał po klinkier na kominy... dzwoni i mówi, że nie wie jaki kolor... to ja mu na to, że ustaliliśmy, że czarny (też nam sie takiego drogiego zachciało.. kurde) - a mój ukochany, że tam mają 6 różnych odcieni czarnego (no nawet dla mnie jako kobiety to duzo)... i w efekcie... po kilku(nastu) minutach dyskusji - stwierdza, że kupi sam i jak będzie źle to będzie moja wina, że nie chciało mi się wstawać i z nim jechać... hehe
Kochanie moje bardzo ładny odcień (sic!) czarnego wybrało... taki zalatujący w brąz w promieniach słońca...
kupione 200 sztuk dziurawki i 100 pełnych... dzisiaj okazało się, że braknie jakies 90 dziurawki... no fest...
Ja cały dzień w pracy więc tylko na minutkę na odbiór prac wpadłam.. kominy oba stoją, w połowie wymurowane juz ponad dach... jej taka głupota a tak cieszy (a jaka droga!!!), podwójna wentylacja z kuchni tez gotowa już prawie... super.
TATA (bo niby zawsze pierwszy Adaś jest wymieniony) i Mój Adaś nadal walczyli z dachem nad garażem... ja trochę niwyspana po walce do 2 nad ranem z grzybkami, co moje kochanie nazbierało w niedzielę - nawet nie zapytałam co zrobili, ale pewno skręcali jętki śrubami...
Moda jakas na formu na grzyby to i ja się pochwalę... (a do tego jeszcze 30 woreczków poporcjowanych do zamrożenia)... tak to jest jak zamiast na budowe się chłopy w las puszcza...
Chłodne dni nadeszły... mróz juz mamy w sumie... piesio śpi POD kołdrą całą noc...