ławy, dalej ławy...
Wczesniej byłam pewna, że bloga będę prowadzić codziennie, ostatnie dni to taki natłok pracy, że ani czasu nie ma na takie rzeczy...
W sobotę rano przyjechały w końcu kopara i ciężarówka żeby wywieźć zbędna glinę z placu... tak na ścisłość i czarne i żółte na naszym podwórku to glina, ani grama prawdziwej ziemi, co oznacza, że aby wyrównać plac i nadsypać tam, gdzie planujemy, będziemy musieli dokupić ziemi... ale mus to mus - glinę trzeba usunąć. 6,5 h pracy i glina zniknęła z horyzontu, została jedna duża kupa - na obsypanie piwnicy i garażu po skończeniu prac...
Zasypaliśmy także ławy - pól gruntu rodzimego - pół piachu...łącznie spozytkowano pod ławy 30t piasku.
Zakopaliśmy wianek - ten z zabobonu nr 2 - który nasza Sonia natychmiast odkopała ;))) będzie pod dywanem w salonie (tzn wiadomo o co chodzi), zagęściliśmy wszystko naszą zagęszczarką...
Tata, szwagier i wujkowie dostarczyli resztę piachu potrzebnego pod basen, a ja wypoziomowałam... rozłozyliśmy basenik i nieustannie aż do dziś napełnialiśmy go wodą ;) Nie ma to jak mój Adaś - 7 rano w niedzielę, a jemu sie przypomniało, że w połowie wysokości basenu sa spusty do filtra i że trzeba je zakręcić ;)))
Wieczorem przy pomocy teścia i teściowej dograbiliśmy także resztę węższaej części działki na szerokości ok 3-4m, pozostały grunt wymaga nadsypania... a niestety poza mną nikt z rodziny nie chce pracować gdy komary budzą się na wieczorną popijawę ;)
Zresztą, komary spoko - w tym roku po raz pierwszy pojawiły się u nas takie jaby meszki - gryyzie to cholerstwo tak, że powstaje opuchlizna na jakies 10-20 cm. Mój Adam biedny oberwał już jakieś 6 razy... a ja go potem wapnem, wapnem karmię hehe ;) ale nie tym budowlanym...
No właśnie, ... cały czas przeciwna byłam plastyfikatorom... w sumie nadal jestem, choć wszyscy dookoła zalecają nam je kupić, no i chyba ugnę się pod presją grupy. Nieprzyjemne to uczucie gdy człowiek nie wie, w jaki sposób będzie NA PEWNO lepiej...
Tata, Mimi i Sonia w trakcie przerwy w pracy ;)
Dzisiaj rano panowie budolańcy skończyli zbrojenie i szalunek pod garaż, zagęścili też jeszcze piach między ławami, tata mój suszył im głowe i już jutro rano będziemy zalewali ławy pod garaz i chudziaka pod piwnicę. Leje okropnie, ale podobno im to nie będzie przeszkadzało...
Tata, Adaś i szwagier wykosili dzisiaj tę trawkę, która uchowała się na naszym placu... sprzątneli tez kupki gliny, które pozostały jeszcze po stawianiu płotu - moją działką to była je posprzątać, więc dlatego do dziś nie zrobione stało , w końcu ja leń jestem... hehe.
Pomalowałam też górę ław. Kierownik robót mówi, że jak chce to "moge" to pomalować... lepiej więc będzie pomalować - uznałam.
Byle do przodu...