Zajechaliśmy dzisiaj z moim lubum jeszcze raz do prądowni i okazało się - ku naszej uciesze, że pomimo wielu osób w kolejce nasz numerek okazał się jakiś szczęśliwy i od razu się wyświtlił. Pani przyjęłą wniosek - już właściwy (ten, którego ta inna pani poprzednio niechciała nam dać...) i za jakies 30 sek. byliśmy już w drodze do domu. kupiliśmy kolejne 11 drzewek, bo ostatnio nam brakło do obsadzenia całego płotu. Planuję - o ile nic nie pokrzyzuje moich planów - je jutro wsadzić.
Przeanalizowaliśmy pozostałe po wczesniejszych działaniach zbrojnych/zbrojeniowych druty i wyszło na to, że may same niekompatybilne skrawki, które na wieniec będą mało uzyteczne. Zostało nam też 14 12-metrowych prętów fi14, które z zamierzenia miały iść do stropu, lez nie poszły. Moja wina - zamawiając je nie wiedziałam jeszcze, że na budowie ZMIANA ZDANIA to zjawisko dość powszechne. Przynajmniej u nas.
Rozpoczęliśmy też odeskowywanie wieńca. Początkowo zmudne i wkurzające pomiary.. a później gaz do dechy/po dechy ;) gdyby nie mój błąd kalkulacyjny (każ babie odjąć 5 to doda) bylibyśmy jedną dużą dechę do przodu.
Ale co tam... najtrudniej jakiś etap zacząć, potem już idzie z górki...
przed: (Adas przymierzał lawetkę czy pasuje)
zza roga ledwo widać naszą mini wiechę...
edit: piesio właśnie spi i... okropnie chrapie, gorzej niż Adaś. ;)